czwartek, 17 lipca 2014

4. Nieoczekiwane spotkanie

Pełno błędów, bo tak xD 
Aya ja chcem rozdział :___: 
****



Kolejny poranek, niedługo turniej się zacznie. I tak wiem, że nawet nie muszę nic robić. Wygram, już to wiem.
Próbowałem położyć się, ale tym razem towarzyszyła mi tylko pustka. Pustka z sercu.
Tak jakimś cudem mam jeszcze serce, zabawne nie ?
Naprawdę mam uczucia. Negatywne uczucia.
Siedziałem w spokoju w swoim namiocie kiedy nagle usłyszałem huk. Zobaczyłem, że Hanagumi znowu kłócą się z Bazilem. Idioci.
Westchnąłem cicho i poszedłem zobaczyć o co to całe zamieszanie. Zanim zdążyli się nawzajem zaatakować wezwałem Ducha Ognia. Od razu ich powalił na ziemię.
Powinni wyglądać dumnie, a nie jak robactwo leżące czołgające się po glebie.
-Co się tutaj dzieje? O co to całe zamieszanie-zapytałem na wstępie. Widać, że się mnie bali.
-To on/ona zaczął/zaczęła!-krzyknęli na raz. Bazil oberwał ode mnie w twarz, jednak Kannie nie uderzyłem, gdyż szanuję sobie kobietę, jednak zmroziłem ją wzrokiem.
-Nie pytałem do cholery, które zaczęło tylko o co ten cały jazgot?!-warknąłem chłodno. We mnie aż się paliło ze złości. Byłem padnięty, a ta dwójka idiotów mi nie ułatwiała regeneracji sił.
-No-o bo on znowu coś zrobił z moimi fajkami-wyjąkała niebieskowłosa. Westchnąłem zażenowany.
-Czeka was żelazny trening. Wiecie co to znaczy-zmroziłem ich znowu spojrzeniem.Kiwnęli znacząco głowami. Wiedziałem, że medium Kanny jest dym tytoniu, więc trzeba jej szybko skołować to świństwo. Reszta już dawno na treningu, a tej dwójki nie puszczę. Wolę nie wiedzieć ile zamieszania zrobią. Już chciała powiedzieć, że potrzebuje swojego "trunku" i dymu, jednak dzięki reshi nakazałem jej ręką by milczała i odeszła.
-Sam pójdę po twój "towar"-mruknąłem zażenowany. Nasza kochana "para" odeszła, kłócąc się jeszcze. Znowu się sprzeczali i wyzywali. Żałosne i dziecinne, ale co począć ?
Westchnąłem jeszcze raz zażenowany i udałem się do swojego płóciennego domu. Przebrałem się w jakieś czarne jeansy, czerwoną koszulę i założyłem glany. Wiem, to dziwny strój, ale muszę normalnie wyglądać w "mieście". Denerwuje mnie to wszystko. Ci wszyscy idioci gnający do nikąd, nawet nie wiedzą, że ich los waży się na szali życia i śmierci. Nie wiedzą o turnieju, zapomnieli o szacunku i kierują się przemocą i instynktem zwierzęcym, zamiast rozumem.


*z punktu widzenia Miry

-Jeśli chcesz to sobie zdychaj!-kolejne uderzenie w twarz. Znowu to samo. Znowu te nerwy. Po moich policzkach poleciało kilka łez. Nienawidziłam ludzi, nienawidziłam ich i nie znosiłam siebie.
Wybiegłam do swojego pokoju. Nie mam już na nic siły.
Spojrzałam w lustro na swoje odbicie.
No i co się tak gapisz, wstrętna świnio ?-usłyszałam podświadomy głos. Czułam jakby coś za mną było. Bałam się, ale jeszcze bardziej nienawidziłam siebie.
Nikomu jesteś niepotrzebna...Przestań w końcu uprzykrzać innym życie. -znowu to samo. Złapałam się z bólem za głową, jednak po chwili podeszłam do lustra i uderzając w nie z całej siły zbiłam szkoło. Roztrzaskało się na miliony kawałków jak moje serce już dawno temu...
Wybiegłam z domu. Chcę kupić jakiś trunek, papierosy, dragi... nie wiem. Coś co powali na chwilę ten głos. Te uczucia, a może warto to skończyć. Kto będzie mnie żałował...? Jestem sama i będę sama.



****Hao
Szedłem spokojnie między ulicami. Padał deszcz, jednak niespecjalnie mi to przeszkadzało. Ludzie uciekali w popłochu z ulic przed żywiołem. Żałosne, deszcz jest obmyciem dla duszy.
Spokojnym krokiem przemierzałem wzdłuż ulic Tokio. Na razie tu się zatrzymaliśmy...
Wszedłem to jakiegoś sklepu. W popłochu uciekała jakaś dziewczyna z rozkrwawionymi rękami, z wychudzonym lekko ciałem, bladą cerą, błękitno-szarymi oczami i długimi lekko kręconymi, blond włosami. Trzymała w ręku papierosa. Wpadła na mnie i szybko przeprosiła lekko zachrypniętym głosem. Nie wyglądała na wystraszoną, a przeraźliwie zmęczoną i smutną.
Czy to nie Mira...?
Nasunęło się pytanie, kupiłem szybko papierosy dla Kanny i poszedłem za nią, jednak umknęła mi w tłumie...